Dlaczego teatr?
Ostatnio też kino i literatura. Teatr to w moim przypadku „love-hate ralationship”. Love- bo poznałem w teatrze wiele osób, w których się zakochałem lub zachwyciłem, to też wspólne poszukiwania i marzenia, które doprowadzały nas do wspaniałych odkryć, przeżyć i często intensywnych sporów, merytorycznych i nie. Hate- bo bywa, że to środowisko hermetyczne, tych samych znanych nazwisk w obiegu, pełne środowiskowych układów, grup i podgrup, które mielą się we własnym sosie jak w kotle piekielnym i uporczywie strzegą swoich wygodnych pozycji. Love- bo zdarzają się chwile, kiedy na przykład po moim spektaklu „Po co psuć i tak już złą atmosferę” podczas dyskusji z widownią wstała pewna pani i powiedziała: że dziękuje za to, że mogła dzięki spektaklowi zrozumieć, dlaczego jej molestowany w dzieciństwie syn w chłopięcym chórze, przez dyrygenta Kroloppa, nadal cierpi i wstały wówczas obecne inne matki innych molestowanych, a na widwoni zaległa wielka cisza. Hate- kiedy ważny spektakl schodzi z afisza, a dyrektor teatru o tym nie poinformuje i kończy się coś, co się ledwo zaczęło.
Dla kogo piszę?
Nie będę mówił, że piszę dla wszystkich, bo jak ktoś tak mówi, to kłamie. Zacznę od tego, że piszę przede wszystkim dla siebie. Pisanie postrzegam jako swoisty rodzaj terapii, zapisywanie myśli, tworzenie świata, własnej perspektywy, nazywanie tego co niepokoi i inspiruje. A jak ktoś to chce przeczytać, to się cieszę. To oznacza, że to co napisałem wcześniej, ma jakieś znaczenie. Czasem przychodzi reżyserka lub reżyser z pomysłem, a czasem proponuje temat dyrektor teatru i wtedy piszę tekst jakby na temat przyniesiony, ale zawsze filtruję go przez siebie. Piszę też dla tych, którzy nie obawiają się wejść w sfery dotykające trudnych tematów, zajrzeć sondą w głąb, pod powierzchnię. I być może spotkać się z samym sobą.
O czym trzeba pisać?
Uczono mnie w krakowskiej akademii teatralnej, że jak aktor ma wyjść na scenę, to musi mieć istotny powód. A jak nie ma tego powodu, to należy czekać albo nie wychodzić wcale. Z pisaniem pewnie jest podobnie. Ale ja uważam, że może być też zupełnie błahy powód, powiedzmy startowy, a później z tego może wyjść w procesie pisania całkiem wielki temat. Nie trzeba się od razu nadymać, napuszać, że pisze się coś bardzo ważnego, swoje arcydzieło, zresztą zwykle to wówczas zupełnie nie wychodzi. Mnie się wydaje, że trzeba pisać o tym, co się zna, o tym co niedaleko, obok, co dotykalne, co wkurwia i zachwyca, a nawet jeśli niedotykalne i daleko, bo na przykład to nie jest nasze doświadczenie, to trzeba to jakby przez siebie, przez swoją wrażliwość, mechanikę, rodzaj wczucia się, wgryzienia w to, co wyobrażone. A w ostatecznym rezultacie pisze się o tym, co piszącego/cą dotyczy lub dotyka.
O czym wolno milczeć?
W dzisiejszych czasach już o niczym się nie milczy, kiedyś wolno było, a nawet trzeba było milczeć. Milczenie może być tylko użyteczne wówczas, kiedy już wszystko zostało powiedziane. Albo nie da się czegoś powiedzieć. Wtedy milczenie jest wymowne. Milczą lub przemilczają tylko zakładnicy kłamstwa i osobistych korzyści.
Czy dramat jest tekstem użytkowym, czy pełnoprawnym gatunkiem literackim?
Bywa jednym i drugim. Jako także dramaturg często traktuję tekst jak partyturę, którą można zmienić w trakcie pracy z aktorami, w czasie prób. Czasem dużo się wyrzuca z tekstu pierwotnego, a czasem dopisuje. Czasem aktorzy improwizują na bazie zapisanego tekstu i to bywa często odkrywcze. Ale nie można bazować na samych improwizacjach. Bywa też, że tekst wystawia się tylko po kosmetycznych poprawkach. Zawsze jako autor czy to swojego tekstu, czy adaptacji ściśle współpracuję z reżyserką czy reżyserem. Nie obrażam się, jeśli jakieś partie tekstu trzeba przerobić, wszystko w teatrze jest procesem i trzeba to zrozumieć, jeśli chce się pracować czy tworzyć w teatrze. Ale bywa, że tekst jest dobrze napisany i prawie od razu można wchodzić z nim na scenę. Tekst można rozwijać do momentu premiery, ale trzeba też być uważnym, żeby nie przedobrzyć, zawsze wszystkie zmiany muszą być po coś. Oprócz języka ważna jest dramaturgia tekstu. Dla mnie zawsze istotni są aktorzy, kiedy aktorka czy aktor mówi, że tekst jej/mu dobrze „leży w ustach”, to wiem, że jest ok. Moment premiery wynagradza wszystko. Bywa także, że tekst dramatu jest tylko czytany, nie wystawiany. Z różnych względów. W ostatecznym rozrachunku każdy autor/ka chce być autorem wystawianym w teatrach. Ale czasem kończy się tylko na czytaniu tekstu. Istotnym w tym zakresie bywa fakt, kto ten tekst wyreżyseruje. Czasem lepiej dla autora, teatru i potencjalnych widzów, że tekst pozostaje pełnoprawnym gatunkiem literackim i kończy się tylko na jego czytaniu.