#kwestionariuszdramaturgiczny – Łukasz Barys

Łukasz Barys. Młody mężczyzna o poważnej minie w eleganckiej koszuli.

Dlaczego teatr?

Właściwie od początku mojej przygody z pisaniem unikałem pisania dla teatru, chociaż zawsze bardzo chciałem, by któraś z moich książek została zaadoptowana na spektakl. Wydawało mi się to nobilitacją – potwierdzeniem, że książka się nadaje. Jednak dotychczas nie pisałem dramatów. Nie wiedziałem chyba, co mógłbym z takim tekstem, po napisaniu, zrobić.

Dlaczego teatr?

Wydaje mi się, że jest dla mnie po prostu kolejną formą literacką, w którą można zmieścić pewne fabuły, nie nadające się do powieści czy opowiadania. Powieść lubi historie ciągnące się przez wiele lat, z perspektywą wszechwiedzącego narratora, dostępem do przemyśleń bohaterów i dalekich od siebie przestrzeni. Jeśli miałbym przedstawić kilka, kilkanaście lat życia pewnej postaci, zrobiłbym to, pisząc powieść. Jednak proza ma pewne ograniczenia – na przykład nie potrafię, pisząc prozę, przekonująco oddać długich scen, np. sceny obiadu, wesela, spotkania rodzinnego. Tu z pomocą przychodzi dramat.

Można więc powiedzieć, że na razie odkrywam teatr i możliwości, które daje. Moje dramaty pewnie będą się wydawać zaprawionym dramaturgom i reżyserom dość konserwatywne w formie, ale właściwie nie interesują mnie tak bardzo eksperymenty formalne, tylko te podstawowe rzeczy – zderzanie mówiących do siebie bohaterów i dawanie odbiorcy, obserwującemu dialogi i zachowania, możliwości interpretacji ich losów.

Dla kogo piszę?

Sam nie wiem, dla kogo piszę. Kiedyś wydawało mi się, że dla moich rówieśników, osób w moim wieku, ale przeliczyłem się, bo okazało się, że czytają mnie też starsi, a na spotkaniach autorskich młodsi pojawiają się dość rzadko. Właściwie to piszę i staram się pisać dla każdego. Gdy słyszę, że moja książka albo dramat spodobały się komuś, kto po literaturę nie sięga na co dzień, traktuję to jako wielkie wyróżnienie. Mam takie marzenie, by pisać dramaty i książki, które będą po prostu trafiać do ludzi, otwierać coś w nich i zostawać z nimi na dłuższy czas, które będą interesujące przez swoją bliskość codziennym doświadczeniom.

O czym trzeba pisać?

Wiele osób odpowiedziałoby pewnie, że nie ma takich rzeczy i że sztuka powinna być wolna od wszelkich zewnętrznych nacisków. Poniekąd się z tym zgadzam. To znaczy wyrosłem trochę z przekonania, że powinno się pisać w czyjejś obronie, w jakiejś sprawie, w jakimś konkretnym celu. Ale równocześnie nie potrafię do końca pisać w inny sposób. Uważam więc, że są tematy, o których trzeba pisać. Pisarz i dramaturg musi pokazywać rzeczywistość w różnych jej odcieniach, szczególną uwagę zwracając na sprawiedliwe i jak najbardziej obiektywne przedstawienie osób, które są na co dzień niezrozumiane. Z drugiej strony, nie może obrosnąć w pychę, uwierzyć w swoją zbawicielską misję, patrzeć na swoich bohaterów z wysokości – bo to grozi odczłowieczeniem bohaterów, zabraniem im wewnętrznej siły. 

Trzeba też opowiadać fascynujące, ciekawe historie, dbać o to, by literatura nie była tylko zbiorem zapisków, ale też spełniała pierwotną funkcję – zadziwiała, wciągała, uczyła – czyli była atrakcyjna nie tylko dla wąskiej grupy osób „zainteresowanych literaturą”, ale też dla tych, którzy przez literaturę chcą dotknąć czegoś innego.

O czym wolno milczeć?

Przez długi czas myślałem, że o niczym nie powinno się milczeć. Teraz uważam, że warto czasami przemilczeć pewne rzeczy. Jeśli nawet coś rzuca nam się w oczy, jeśli nawet coś nas denerwuje. Przedstawiając naszych bohaterów, nie musimy wspominać o wszystkich wstydliwych rzeczach, które kiedykolwiek zrobili albo powiedzieli. Pisząc o małym mieście, nie musimy epatować jakąś, zabawną nawet, anegdotką o głupocie lokalsów. Im dłużej piszę, tym większym jestem fanem przemilczania tego, co wszyscy wiedzą i co – gdyby zostało wypowiedziane – służyłoby chyba tylko pochwaleniu się autora swoją inteligencją i błyskotliwością. Jeśli mam bohatera i chcę go obdarzyć jakąś brzydką cechą, zastanawiam się, czy można byłoby ją przemilczeć, a zamiast niej znaleźć coś, co lepiej go określa (a czego na początku, podekscytowany tą brzydotą, nie zauważyłem). Według mnie wolno czasami milczeć o tym, co w ludziach złe i głupie, jeśli są to ludzie dobrzy i jeśli tak powinni być przedstawieni na scenie czy w powieści. Większość zwykłych ludzi puszcza bąki i złości się, ale to wiadomo. Ale czy wiadomo, że zwykły facet w zwykłej kanciapie kupuje na telefonie zabawki dla swojej wnuczki? To jest ciekawsze.

Czy dramat jest tekstem użytkowym czy pełnoprawnym gatunkiem literackim?

Poniekąd odpowiedziałem na to pytanie na początku. Myślę, że pełnoprawnym gatunkiem literackim. Nie wyobrażam sobie Romea i Julii jako powieści! Moja Szwaczka też nie mogłaby być powieścią, za dużo tam się dzieje w dialogach, za dużo statycznych scen, za mały odstęp czasowy między nimi. Dramat nadaje się do opisania sytuacji dramatycznych, znakomicie pobudza wyobraźnię i myślenie czytelnika, jest błyskotliwy, szybki i opowiada, pokazując. W ogóle myślę, patrząc na to, co dzieje się z naszą percepcją i zdolnością do koncentracji, że dramat to gatunek przyszłości.

Powrót na górę
Skip to content