Dlaczego teatr?
Bo teatr, od publiczności, przez tekst literacki, po krytykę i środowisko jest krindżowy i ja też jestem krindżowy.
Dla kogo piszę?
Jak powiedział Młody G: dla tych, którzy mają w głowie olej.
O czym trzeba pisać?
Oj, nie wiem. Na pewno nie trzeba nikomu mówić, o czym powinien pisać.
O czym wolno milczeć?
Parafrazując jedną z wielu niezrozumiałych przeze mnie książek: O tym, o czym nie należy mówić.
Czy dramat jest tekstem użytkowym, czy pełnoprawnym gatunkiem literackim?
Nie będę oryginalny, ale uważam, że to zarówno gatunek literacki, jak i tekst użytkowy, bo dramat bardzo szybko reaguje na rzeczywistość, od pisania prozy czy poezji jest według mnie bardziej intensywny, żywszy, łatwiej w nim uchwycić „tu i teraz”.
Tekst dramatyczny jest oczywiście tekstem literackim. Co nie znaczy, że jako taki musi odsyłać do klasycznych kategorii estetycznych. Parafrazując Adorno mówiącego o poezji po Oświęcimiu, po Becketcie dramat można spróbować pisać inaczej niż przed Becketem. Mówiąc konkretnie, we współczesnym modelu teatru chodzi również o przekraczanie Arystotelesowskiego mimesis, wyjście poza wąski horyzont dążeń do wiarygodności scenicznego świata. Pozwala to na odkrywanie doświadczania „tu i teraz”, jako doświadczenia słowa wypowiadanego wprost z teatralnej sceny, bez stwarzania fikcji innego świata i postaci, z którymi można się identyfikować. Fajnie ujął to dawno temu Francis Ponge, co teraz nieudolnie przetłumaczę: „Nie chodzi o przedstawianie świata, ale o próbę odpowiedzi na jego rzeczywistą obecność przez równą jej obecność słów, o takiej samej intensywności; jednocześnie wieloznaczną i nie-znaczącą”.